W
rozmowach, które prowadziliśmy w ostatnich czasach, ciepło
wspominał Kraków
i "Uniwerek", choć konserwatywny, to jednak przepojony duchem
tolerancji. Od Profesora dowiedziałem się, że na UJ nie było
haniebnego getta ławkowego, a jego rektor, prof. W. Szafer,
wybitny botanik i kurator Bratniaka - prof. Stanisław Pigoń,
wybitny humanista, obronili studenta Kunickiego - Goldfingera
przed usunięciem z uniwersytetu i z akademika za działalność
niestatutową. W latach krakowskich nauczył się też Profesor,
o czym wspominał często, pracując wypełniać służbę społeczną
bezinteresownie,
z pobudek wyższych.
Studia przyrodnicze, jeszcze XIX - wieczne, oparte
na opisywaniu roślin i zwierząt, ich tkanek i komórek, nie zaspokoiły zainteresowań
biologicznych co bardziej dociekliwych i bystrych umysłów studenckich. Nowoczesnej
biologii, z kierunkami studiów jak mikrobiologia, genetyka czy, jak wówczas mówiono,
chemia fizjologiczna, szukano na wydziałach lekarskich i rolniczych.
Kunicki - Goldfinger pracę magisterską wykonał
pod kierunkiem doc. Śnieżko, w Katedrze Mikrobiologii na Wydziale Rolnym
UJ. Natomiast na swoim macierzystym wydziale poznawał inne oblicze nauk, nie
oparte
na obserwacji i opisie istot żywych. Po ukończonych studiach otrzymał stopień
magistra filozofii w dziedzinie biologii. To otwierało drogę do późniejszych
osiągnięć naukowca z pogranicza nauk i uczonego łączącego wiedzę z mądrością.
Pracę, jako stypendysta rozpoczął na krótko przed
wybuchem wojny, w tejże Katedrze Mikrobiologii Rolnej. Środowisko mikrobiologiczne
Krakowa tamtych lat miało bogatą, acz krótką tradycję. Kunicki - Goldfinger zetknął
się z ludźmi, którzy tworzyli tę historię. Wśród nich na pierwszym miejscu
wspominał Profesor Odona Bujwida, wówczas już na emeryturze profesora higieny,
lekarza
który przeszedł przez pracownie samego Pasteura i Kocha, założyciela w Warszawie
pierwszej wytwórni szczepionek "pasterowskich ". Poznał także Profesor dr F.
Eisenberga, lekarza i bakteriologa prowadzącego rozległe badania nad działaniem
różnych substancji chemicznych na bakterie i ich zmiennością.
We wrześniu 1939 r. uszedł Kunicki - Goldfinger
do Lwowa, skąd zesłano go do guberni Archangielskiej. Po amnestii dla Polaków
wybrał drogę nie do Moskwy, lecz na południe, gdzie tworzyła się armia gen. W.
Andersa. Z nią przeszedł szlakiem przez Persję, Palestynę, Egipt do Włoch.
Pod
koniec lat czterdziestych, szeregowiec Kunicki - Goldfinger znalazł się w rodzinnym
Lublinie. Po krótkim stażu asystenckim w Zakładzie Mikrobiologii Wydziału Weterynaryjnego
UMCS, po uzyskaniu stopnia doktora i habilitacji na Wydziale Biologii i
Nauk
o Ziemi UMCS wszedł na własną, samodzielną drogę, zakładając najpierw Pracownię
Mikrobiologii, w Zakładzie Fizjologii Roślin, wkrótce potem - Katedrę Mikrobiologii
Ogólnej. To był drugi po Krakowie etap twórczego życia - naukowca i nauczyciela.
Następnym był Wrocław, czas trudny, w warunkach
nie odbiegających daleko od tych, które przed kilkudziesięciu laty znalazł R.
Koch, gdy przybył do pracowni fizjologii roślin kierowanej przez F. Cohna. Wrocław
odegrał ważną rolę w życiu naukowym Profesora, tam zrodziła się genetyka bakterii
i grzybów.
Wędrówkę swą zakończył Profesor na Wydziale Biologii
Uniwersytetu Warszawskiego - tu pozostał najdłużej i stworzył najwięcej.
Gdy
ubywało sił, wrodzony wigor i pasje nie tyko naukowe, stawiały tamę starości
domagającej się swych praw. Umarł, nie będąc starcem, w roku 1995. Prochy prof.
W.J.H. Kunickiego - Goldfingera, zgodnie z jego ostatnią wolą, złożono w grobowcu
rodzinnym w Lublinie.
Trudno, pisząc
biogram człowieka nieprzeciętnego ale także przyjaciela,
uwolnić się nawet po latach od wspomnień, gdy wszystko wygląda
jeszcze tak, jakby zdarzyło się wczoraj.
W późnej jesieni swego życia, gdy odwiedzał mnie
częściej niż dawniej, mówił najchętniej o swych latach w Krakowie, o pobycie
w 1939 roku we Lwowie, próbie uzyskania asystentury u prof. S. Krzemieniewskiego
(fizjologa roślin i mikrobiologa), o Badianie - odkrywcy "chromatyny" w
komórce bakterii, o sławnym już wówczas prof. R. Weiglu - odkrywcy szczepionki
przeciw tyfusowi plamistemu. Gdy rozmawialiśmy o moim zamiarze opracowania sylwetki
Profesora - na zamówienie jednego z czasopism, początkowo przeciwny temu,
potem odpowiadał, czasem niechętnie na moje pytania.
"Pamiętajcie - pisząc ten nekrolog (zwracał się do nas w liczbie mnogiej), byłem
przede wszystkim nauczycielem". Przypomniałem sobie wówczas, jak przed laty nazywał
nas, jego uczniów - "chłopcami z mego podwórka".
Swą pracę naukową traktował po części jako zabawę.
Nie szukał wyróżnień, zaszczytów. Potem, po latach napisał jak to "w podwieczerz
swego życia siadamy na przyzbie chaty i spoglądamy w świat widoczny przed nami,
na minione życie i na siebie na tym tle, w przyszłość naszych bliskich, którzy
pozostaną, w ślady swojej pracy i twórczości".
Dziś szukamy tych śladów i odnajdujemy je przede
wszystkim w książkach, które są trwalsze niż inne publikacje, ale także
w trzech
uniwersyteckich "szkołach", które Profesor założył:- w Lublinie, we Wrocławiu
i w Warszawie, w myślach i ideach, które zasiał, w twórczym fermencie,
który zaszczepiał w środowisku naukowym, zanim wyruszał w dalszą podróż.
Zostawił
nam,
swym uczniom, wspomnienia wykładów i seminariów znaczonych nie tylko wiedzą,
ale także czymś trudnym do opisania, czego nie może dać nawet najbardziej
rzetelny, przeciętny wykładowca i profesor. Było to piętno indywidualności
i umysłu,
który
obejmuje szersze widnokręgi, łącząc zdarzenia i zjawiska, miast je dzielić.
Wspominam chwile uniesienia, a było to w 1956 r. we Wrocławiu, gdy Profesor
przywiózł ze swej wielkiej podróży po laboratoriach genetycznych Francji,
Anglii i Szkocji, a nade wszystko z USA, książki i odbitki prac z zakresu genetyki
bakterii i rodzącej się biologii molekularnej. Bezcenne były szczepy - mutanty
pałeczki okrężnicy K12 od samego J. Lederberga. Dla "wtajemniczonych" dodam,
że nie było wśród nich jeszcze dawców Hfr, a nieświadomi istoty procesów płciowych
u bakterii krzyżowaliśmy na początku szczepy męskie, F+ z innymi męskimi. Ale
mieliśmy świadomość pierwszeństwa i sukcesu. A przyszło to wkrótce po ponurym
okresie łysenkizmu, który nałożył kaganiec także na naukę polską.
Poraz drugi świętowaliśmy w Katedrze Profesora
we Wrocławiu pierwsze w Polsce prace nad rekombinacją mitotyczną grzyba Aspergillus
nidulans, przywiezionego od prof. G.Pontecorvo, z Glasgow.
Już w roku 1958 założył Profesor pierwszą w kraju
Pracownię Genetyki Drobnoustrojów, w Instytucie Immunologii i Terapii Doświadczalnej
Polskiej Akademii Nauk we Wrocławiu.
Kunicki - Goldfinger odczuwał potrzebę pisania
książek, także podręczników. Miał dar słowa pisanego, co nie jest częste u przyrodników.
Ten Jego pośpiech, zwłaszcza w ostatnich latach był Mu po prostu potrzebny, gdy
słabły kontakty Profesora z działalnością nauczycielską, z Instytutem, który
stworzył, z Uniwersytetem. Pierwszą wielką próbą, jakże pomyślną, był podręcznik "Życie
bakterii", którego ósme wydanie teraz przygotowują uczniowie Profesora. Podręcznik
to jest odmienny od innych pisanych przez przyrodników dla studentów nauk przyrodniczych.
Pozostawiam na uboczu formę, ciekawą - umożliwiającą łatwe czytanie i studiowanie,
zamiast tradycyjnego "wkuwania". Ważniejsze było spełnienie w tym podręczniku
niemodnej dziś zasady rozszerzania horyzontów myślowych studentów poprzez wychodzenie
poza granice dyscypliny naukowej mikrobiologii, a nawet poza biologię, na obszary
etyki nauki, moralności badacza, obowiązków służenia człowiekowi. Niepospolite
były wszystkie książki Profesora, nawet te malutkie dziełka jak popularne "Wszystko
zaczęło się od bakterii". Aż doprasza się, by nieco uzupełnić i wydać je
znowu, dla młodzieży i nie tylko. Podobnie urzeka książeczka o wizjach pięknych
i groźnych
roztaczanych przez genetykę. Ale były też w Jego twórczości prawdziwe dzieła
jak: "Szukanie możliwości", "Ewolucja jako gra przypadków i ograniczeń" i
ostatnie - "Znikąd donikąd". Tytuły same mówią za siebie. Jest w tych
książkach wszystko, szeroka wiedza wychodząca z zaścianków rzemiosła naukowego,
jest także
niepokój myśliciela przyglądającego się beztroskiej działalności człowieka w
otaczającym go świecie, szmer marzeń i tęsknota za niemodnymi ideałami.
Przyjazd do Warszawy w roku 1961, sprzyjająca
naukom filozoficzno - społecznym atmosfera, otwierały możliwości twórczości z
pogranicza biologii ( zwłaszcza ewolucjonizmu) i filozofii. Kunicki - Goldfinger
do końca swego życia utrzymywał kontakty z redakcjami wydawnictw filozoficznych
i antropologicznych. Pisał i zostawił niedokończone publikacje. Był gościem na
seminariach towarzystw filozoficznych, także na Akademii Teologii Katolickiej.
Miał tam przyjaciół.
Pozostając wierny postawie agnostyka ( mówił
o sobie - nie mam słuchu do wiary) podejmował dyskusje z teologami, recenzował
ich prace, mógł podzielić niektóre
poglądy Jana Pawła II, np. o pierwszeństwie etyki nad materią. Pisał, że agnostyk
może znaleźć sens świata, ludzkiej ograniczonej acz wielorakiej rzeczywistości,
która odróżnia człowieka od zwierzęcia, w człowieczej godności, za pomocą
systemu wartości tworzonych nie na podstawie badań naukowych, ale przyjmowanych
aktem
woli. Był przeciwny poglądom J. Monoda o uniwersalności etyki wiedzy. Krytykował
naiwną socjobiologię i inne mity głoszone przez ludzi nauki. Biologia, pisał,
nie interesuje się sensem świata lub ludzkiego życia, bada tylko mechanizmy
życia i jego rozwoju. Kunicki - Goldfinger, racjonalista, przyjmował pogląd,
według którego "kondycja człowiecza" nie wymaga uzasadnienia przez zewnętrzny
byt. Biologia, pretendująca do grona nauk ścisłych, jest także dyscypliną historyczną.
Każdy z nas jest dziedzicem dorobku ewolucji, jej prób, błędów i klęsk. Rządzi
nią przypadek ale również determinacja narzucona przez historię gatunku
i życia w ogóle. Opisywał Profesor rolę przekazu pozagenetycznego, tego, z
którego
wyrasta kultura, wierzenia i religie, ale i klęski dające się przewidzieć,
gdy człowiek nie nauczy się żyć z przyrodą, nie panując nad nią lecz z
nią współdziałając. Dla przyrody, napisał Profesor w "Znikąd donikąd" - człowiek
- aktor na scenie życia, nie jest najważniejszy. Życie rozgrywało się od miliardów
lat bez człowieka, i bez niego zapewne kiedyś rozgrywać się będzie. Ale co
wyróżnia człowieka ze świata zwierząt, to możliwość choćby częściowo samodzielnego
pisania swej roli. Scenariusz - i tu dochodzi do głosu w moim przekonaniu natura
marzyciela - scenariusz ten może być dobry i piękny.
W roli pisarza, przyrodnika - humanisty, Profesor
czuł się, jak myślę, najlepiej. Nie był, może poza krótkim okresem na początku
pracy - przyrodnikiem w białym kitlu laboratoryjnym z ezą w ręku, pochylonym
nad szalką Peteriego, zaglądającym w mikroskop. Pracę doświadczalną zostawił
swym uczniom najchętniej omawiając z nimi projekty badań, a potem opracowując
wyniki.Czasem Mistrza ponosiła fantazja i jakby nieco na wyrost prezentował wnioski.
To było również w starym stylu - tak pisali nawet czcigodni ojcowie bakteriologii
w XIX wieku.
Profesor pozostawił po sobie liczne publikacje,
swoje i wraz ze współpracownikami. Nietrwała to spuścizna, ale taki jest los
przyrodników, ich osiągnięcia nawet te istotne, mają wkrótce już tylko wartość
historyczną. Ważne miejsce w tym dorobku mają publikacje z zakresu genetyki
bakterii. Genezy zainteresowań Profesora w tej dziedzinie szukam we wcześniejszych
badaniach,
jeszcze z okresu lubelskiego, nad zmiennością bakterii.Modny to był kiedyś problem,
a rezultatem tych indukowanych lub inwolucyjnych zjawisk były tzw. warianty
bakteryjne, niektóre w sposób trwały utrzymujące te cechy. Warto tu powiedzieć,
że nawet
badacze nad mutantami bakterii, w połowie tego wieku, nazywali je często wariantami.
W latach 50 - tych istniała jeszcze w Anglii szkoła
C. Hinshelwooda, biofizyka, laureata Nagrody Nobla w zakresie chemii fizycznej.
Był on epigonem lamarkizmu. Kunicki - Goldfinger był jego duchowym uczniem do
połowy lat 50 - tych. Hinshelwood uzasadniał, komórka bakteryjna odpowiada adaptacyjnie
na pewne czynniki ze środowiska ją otaczającego. Tak miały powstawać mutanty
lekooporne bakterii. Model Hinshelwooda był elegancki, oparty na rozważaniach
kinetycznych, zapewne odpowiadał typowi umysłowości Profesora. Po opisywanej
już wędrówce Profesora przez laboratoria genetyczne Europy i USA, w roku 1956,
nastał okres bogatej w plony pracy nad różnymi zagadnieniami genetyki bakterii
i biologii molekularnej.
Przyjazd do Warszawy, utworzenie tu Katedry
Mikrobiologii, sprzyjały planom, częściowo tylko zrealizowanym, stworzenia instytutu
mikrobiologii z zakładami
naukowo-dydaktycznymi mikrobiologii wód i ścieków, mikrobiologii i wirusologii.
Profesor sam zaangażował się w tworzenie zespołu naukowego, przekształconego
potem w Zakład Mikrobiologii Środowisk. Podobne pracownie i zakłady istniały
już wówczas poza uniwersytetami, ale profil ich prac był wyraźnie technologiczny.
Profesor wprowadził myśl biologiczną do tych badań, choć sam chętnie służył
radami praktycznymi dla projektantów i użytkowników biologicznych oczyszczalni
ścieków przemysłowych. Była Profesorowi bliska myśl wypowiedziana przez Pasteura
- "nie ma nauk stosowanych, są tylko zastosowania nauki". Wynikiem pasji i
zainteresowań tamtego okresu były publikacje dotyczące różnych aspektów mikrobiologii
środowisk, oraz ostatnich prac nad mikrobiologicznym ługowaniem miedzi.
Profesor został wybrany członkiem korespondentem
Polskiej Akademii Nauk w roku 1965, członkiem rzeczywistym - w roku 1980. Przejmował
się niemal do końca życia losem tej Instytucji, jej miejscem w świecie nauki,
jej rolą. Smucił go stan nauki polskiej, jej marginalność i pewna zaściankowość,
spowodowane po części wadami finansowania i organizacji badań. Choć zauważył
również głębsze przyczyny tkwiące w kryzysowych zjawiskach dotyczących nauki
w ogóle. Otrzymał dr h.c. Uniwersytetu Wrocławskiego oraz UMCS
"Byłem tzw. naukowcem"- to słowa Profesora, który
od półwiecza, w miarę możliwości zewnętrznych i własnych uczestniczył w badaniach
biologicznych w różnych działach mikrobiologii i genetyki. W pamięci uczniów
i wychowanków pozostał nauczycielem, jakich nie wielu. W pamięci tych, którzy
czytali Jego książki pozostaną myśli i rozterki, które zasiał.
Był Kunicki - Goldfinger człowiekiem zaangażowanym
społecznie i politycznie, który nigdy nie stał w cieniu, milczący, za plecami
innych, był mądrym opozycjonistą. Takim pozostanie w pamięci tych, którzy Go
spotkali. Pozostaną również ślady bardziej trwałe, niż te zapisane w pamięci
ludzkiej.
Prof. dr hab. Zbigniew Kwiatkowski
emerytowany profesor biologii,
fizjologii bakterii i mikrobiologii
zmarł w
styczniu 2001 r.
|